sobota, 28 czerwca 2014

| 7 | - Słowotwórstwo

W pierwszym poście na blożku wspomniałem, że jedną z moich specjalności jest tworzenie nowych słów, ewentualnie używanie istniejących w nowym kontekście. Bardzo lubię lekko zmieniać brzmienie słów lub łączyć kilka słów w jedno. Gdy mówię po swojemu, łatwiej jest mi się wypowiadać. Niestety, nie zawsze wypada używać własnych słów, co sprawia, że "oficjalne" rozmowy są dla mnie czasami trudnością.

Rika zapisuje najciekawsze wymyślane przeze mnie słowa. Oto przykłady:

Allele – Allegro (np. Kupiłem to na Allelach)
Aspa – osoba z ZA
Choróbstwo – choroba
Dzioban – bocian
Esencjalizm – esencja do herbaty
Jazdko - prawo jazdy
Kciukać – trzymać kciuki
Krzysiówki – krzyżówki
Łajkend – weekend
Mięsa – Mensa (organizacja)
Mojżesz – możesz (np. Nie mojżesz tak robić)
Mosze – może (np. Być mosze tak zrobię)
Naupka – nauka
Pajączkowszczyzna – pajęcza sieć
Pełenka – pełnia
Płacić atencję – uważać (z angielskiego to pay attention)
Portfelio – portfel
Prawniczek - prawnik żyjący w celibacie
Pryszczyca - trądzik
Pschtschoła - pszczoła (wymawiane tak, jak się pisze)
Rabratka – rabatka bratków
Ryn - rynek
Sabordaż – połączenie sabotażu i abordażu
Siedmiodniowiec - rogalik 7 Days
Szałszyk – szaszłyk
Umęczon – zmęczony (np. Jestem już bardzo umęczon)
Vadaceum – połączenie vademecum i panaceum
Wolontariać – być wolontariuszem

Mam nadzieję, że słowa się podobały i były śmieszne.

Ś.

wtorek, 17 czerwca 2014

| 6 | - Kraina Wiecznej Teraźniejszości

Tym razem będzie trochę pesymistycznie. Nawet bardzo. Jeśli więc nie lubicie czytać o sprawach, które nie są słodkie i przyjemne, polecam Wam zawczasu zamknąć tę kartę przeglądarki i pooglądać na przykład kocięta na YouTube, żeby się nie dołować.

Jak zapewne zauważyliście, Świetlik zdążył się już pochwalić pozytywnym wynikiem swojego egzaminu na prawo jazdy. W tym miejscu muszę przyznać, że jestem z niego niewyobrażalnie wręcz dumna, przy okazji jednak nieco Was zaskoczę. Otóż największym powodem mojej dumy nie jest wcale to, że Świetlik został pełnoprawnym kierowcą, gdyż nigdy nie wątpiłam w jego umiejętności w tej dziedzinie, ani też fakt, że jako jeden z nielicznych szczęśliwców zdał obie części egzaminu za pierwszym razem. Nie. Najbardziej cieszy mnie to, że prawo jazdy jest pierwszą od dawna sprawą, którą doprowadził on do końca.

Gdy Świetlik jakiś czas temu napisał posta o swoich słabych stronach, natychmiast zapragnęłam wtrącić swoje trzy grosze, zamiast tego jednak zamyśliłam się nad tym, jak bardzo różne bywają nasze punkty widzenia. Z mojej perspektywy, wszystkie kwestie poruszone w jego poście to mały pikuś, istnieje natomiast coś, co regularnie doprowadza mnie u Świetlika do czarnej rozpaczy... a mianowicie nieumiejętność kończenia tego, co zaczął.

Raz na jakiś czas Świetlik gwałtownie zapala się do robienia czegoś nowego, co zaczyna z wielkim entuzjazmem i czym intensywnie zajmuje się przez x dni z wytrwałością, jakiej mogę mu jedynie pozazdrościć, nie szczędząc wysiłku, czasu ani pieniędzy. Taki stan rzeczy może trwać kilka dni, ale również miesięcy, a nawet lat. Przychodzi jednak moment, gdy ni z tego, ni z owego, Świetlik niespodziewanie porzuca to, czym się zajmował - czasem z powodu jakiejś obiektywnie niewielkiej przeszkody, niewspółmiernej do wcześniejszych wysiłków, czasem z niewyjaśnionych przyczyn - i od tej chwili nijak nie da się go przekonać, by to dokończył. Niechętnie o tym rozmawia, a czasem nabywa wręcz awersji do tematu, o którym wcześniej mógł opowiadać bez końca.

Przykładem niech będzie pewien konkurs, do którego parę lat temu Świetlik zapalił się nie na żarty, po czym przekonał mnie do wspólnego zgłoszenia się i stworzenia pracy konkursowej. Nasz projekt pracy, nad którym myśleliśmy przez kilka dni i zarwaliśmy noc, dostał się do kolejnego etapu i moim zdaniem miał spore szanse przejść dalej. Świetlik jednak nagle porzucił nasz pomysł, początkowo unikając rozmów na ten temat, a wreszcie oznajmiając mi, że po prostu mu się nie chce, czym doprowadził mnie do wściekłości.

Niestety, prawo jazdy, z którego tak bardzo się cieszę, to zaledwie wierzchołek góry lodowej, a na liście rzeczy nieukończonych znajdują się sprawy bardzo różnego kalibru, od poważnych po zupełnie błahe.




Niestety, jak większość ludzi, wraz z wiekiem coraz bardziej tęsknię za poczuciem bezpieczeństwa i stabilizacji. Mogę sobie być dziwna, mogę być oryginalna, ale pod tym względem nie jestem wyjątkiem. Coraz częściej patrzę z zazdrością na innych ludzi, którzy pod koniec studiów mają już w mniejszym lub większym stopniu opracowany plan na życie, choćby tylko wstępny, i mogą spokojnie planować z partnerami swoją przyszłość. W zeszłym roku, gdy Świetlik najpierw coraz rzadziej wychodził z domu i godzinami okupował komputer, a potem znienacka wpadł na pomysł wyjazdu na stałe na drugi koniec Polski i porzucenia wszystkiego, co zaczął, byłam niebezpiecznie bliska depresji. Problem ten jest dla mnie o wiele większym murem między nami niż cokolwiek, co można znaleźć w kryteriach zespołu A., choć w tych kryteriach się nie znajduje - jest też jedynym problemem, z którym sobie zupełnie nie radzę. Pieniądze bowiem, jak powszechnie wiadomo, nie rosną na drzewach, choć byłoby to cudowne.

Plusem sytuacji jest to, że gdy ktoś mi znajomy znajduje się w podobnej sytuacji, to jest w mniejszym lub większym "zawieszeniu", nie wypytuję już, jakie ma plany na przyszłość lub dlaczego takowych nie posiada. Nawet jeśli wiem, że ktoś całymi dniami siedzi przed kompem, nie potrafię w to wnikać. Zapewne na dłuższą metę nie jest to właściwe, zapewne trzeba próbować pomóc, zrobić coś, ale nie bardzo wiem, jak mogłabym rozmawiać i co zrobić, jeśli nie umiem poradzić sobie z tym chwastem we własnym ogródku. Wobec tego wszyscy, którzy sami nie potrafią go wyplenić, mogą ze mną gadać bez obaw, że zacznę im suszyć głowę i prawić morały jak inni.

Minusem jest to, że czasem - w dni wolne - nie mam ochoty wychodzić z łóżka. Tak, tak. Czasem mam ochotę zostać pod bezpieczną kołdrą, popijać herbatkę, słuchać Sigurów i zastanawiać się, czy Świetlik jest ze mną dlatego, że nie chce skończyć, czy może nie potrafi skończyć. Najpóźniej następnego dnia jednak, a zwykle po godzinie lub kilku, przypominam sobie o pieniądzach i o tym, gdzie one nie rosną, i zbieram się do kupy.

Chciałabym wiedzieć, jak to jest, gdy czas mija, a ten moment nie przychodzi. Dlaczego tak bywa i jak się człowiek wtedy czuje. Chciałabym móc to zrozumieć tak, jak chce się zrozumieć wroga – żeby móc z nim walczyć.

A jednocześnie wolałabym nigdy się tego nie dowiedzieć.




R.

sobota, 14 czerwca 2014

| 5 | - Astronomia

Zainteresowania są dla aspów tym, czym znajomości z innymi osobami dla neurotypowych ludzi. Mogą mieć charakter od przelotnej fascynacji do przyjaźni na całe życie. U mnie przykładem tego ostatniego jest ciągnąca się od moich najmłodszych lat miłość do astronomii.

Nie odziedziczyłem tego zainteresowania po nikim. Zaczęło się chyba od książki "Czas i przestrzeń", którą uwielbiałem czytać wiele razy od deski do deski w wieku 6-7 lat. Wielu z przedstawionych w niej pojęć i zagadnień nie rozumiałem, ale na pewno rozbudziła ona moją ciekawość.

Astronomia jest dziedziną bardzo szeroką, ale nie wydaje mi się, żebym się specjalizował w jakiejś konkretnej gałęzi. Interesuje mnie zarówno jej matematyczna strona, jak i czynne prowadzenie obserwacji zjawisk astronomicznych. Bardziej zaawansowane aspekty teoretyczne, jak np. geometrię sferyczną i równania ruchu ciał niebieskich zacząłem ogarniać dopiero na studiach, natomiast w niebo gapiłem się już od dziecka. Z moich bardzo wczesnych obserwacji (w wieku 7-8 lat) pamiętam między innymi częściowe zaćmienie Słońca 12 października 1996 r. i całkowite zaćmienie Księżyca 16 września 1997 r.

Zdecydowanie bardziej na serio zainteresowałem się astronomią po zakupie dużej lornetki w 2008 roku. Większość pogodnych nocy w kolejnym roku spędziłem na poznawaniu nieba i oglądaniu obiektów, których nie byłem w stanie dojrzeć w mniejszym sprzęcie. Od tego czasu kupiłem jeszcze dwa teleskopy i masę sprzętu fotograficznego, który posiadam do dzisiaj.

Poza tym w astronomii podoba mi się możliwość łączenia jej z moimi innymi zainteresowaniami. Przykładowo, napisałem sobie własny program do obróbki zdjęć nieba. Na studiach mój każdy indywidualny projekt zaliczeniowy miał coś wspólnego z astronomią. Kiedyś na przykład wymyśliłem nową metodę obliczania czasów zaćmień Słońca, wydajniejszą od tych spotykanych w literaturze. Również moje zdolności w dziedzinie elektroniki potrafię przełożyć na astronomię, konstruując na przykład automatyczny odrośnik optyki, bardzo przydatny w wypadku obserwacji w warunkach dużej wilgotności.

Na koniec przepraszam za długi czas oczekiwania na nowego posta na blożku. W poniedziałek i wczoraj miałem egzaminy na prawo jazdy (teoretyczny i praktyczny - oczywiście oba zdane za pierwszym razem), więc musiałem na chwilkę odłożyć inne obowiązki ◕‿◕

Ś.

sobota, 7 czerwca 2014

| 4 | - Jak to jest?

Jak to jest być partnerką faceta z ZA?

Rozczaruję Was - nie znam odpowiedzi na tak postawione pytania.

Odkąd pierwszy raz spotkałam człowieka z ZA, minęło już dziewięć lat bez kilku dni, w którym to okresie poznałam w różnych okolicznościach kilkanaście osób z ZA. Mogę przysiąc, że nie było wśród nich dwóch takich samych ludzi. Były osoby, które zasypały mnie słowami, jak i takie, które wypowiedziały ich w moim towarzystwie zaledwie kilka. Niektórzy nie żartowali przy mnie wcale, inni doprowadzali mnie swoimi żartami do łez. Niektórzy wzbudzili we mnie ogromną sympatię, inni byli dla mnie neutralni. Niektórzy zostali moimi znajomymi, z innymi odbyłam jedną czy dwie rozmowy.

Znam ludzi, którym się wydaje, że jeśli poznali jedną osobę z ZA, poznali wszystkich, zwłaszcza po naczytaniu się tego i owego. Pierwszą rzeczą, którą chciałabym wam powiedzieć, jest: nic bardziej mylnego. Nie ma klucza, który otwiera wszystkie zamki. Nie ma jedzenia, które smakuje wszystkim. Nie ma ani jednej rzeczy na świecie, która budzi we wszystkich identyczne uczucia. Nie ma też dwóch takich samych osób z ZA, podobnie jak nie ma dwóch takich samych NT, blondynów, nauczycieli, homoseksualistów, diabetyków czy morderców. Zapomnijcie.

Oczywiście, i tak nie zapomnicie, bo taki już z nami, ludźmi, jest problem. Ogółem lubimy uogólnienia.

Tak czy siak, właściwszym pytaniem jest: Jak to jest być partnerką Świetlika?

Jeśli zaś chodzi o to, jak to jest być partnerką Świetlika, pierwszym słowem, które na zasadzie skojarzeń przychodzi mi do głowy, jest "podwójnie".

Przede wszystkim od zawsze mam wrażenie, że jest ich dwóch.

Jeden Świetlik - ten, którego poznałam najpierw i z którym zawarłam bliską znajomość na przestrzeni kilku miesięcy - jest osobą całkiem ekstrawertyczną. Prawie nigdy nie jest cicho, zawsze produkuje jakieś dźwięki, a to śpiewając, a to nucąc, to znów wystukując rytmiczne melodyjki. Ta wersja Świetlika, jeśli tylko jest w nastroju do rozmowy, rozmawia dużo i chętnie, jest również uczuciowa, lubi kontakt fizyczny i przez większość czasu patrzy mi w oczy. Ma bardzo podzielną uwagę, potrafi bowiem jednocześnie wykonywać kilka różnych czynności, na przykład w tym samym czasie kodować, co mówię, jeść, korzystać z komputera i nucić. Często się wygłupia i żartuje, co najmniej kilka razy dziennie wpada w całkowitą głupawkę z zupełnie błahych powodów. Na pierwszy rzut oka nie różni się niczym od innych ludzi.

Drugi Świetlik pojawia się ni stąd, ni zowąd, w sytuacjach, gdy nie jesteśmy sam na sam, a jednocześnie jest głośno i/lub trzeba rozmawiać z innymi. Przedziwna ta metamorfoza wygląda tak, jakby znienacka zaczynała otaczać go zupełnie inna aura.
Początkowo było mi trudno uświadomić sobie, co powoduje we mnie to uczucie, z czasem jednak zauważyłam, że składa się na nie wiele drobnych zmian, które trudno wyizolować i sprecyzować. Jego sposób poruszania się staje się jakiś inny, usztywniony, głos jakby automatyczny i pozbawiony ekspresji, a całość sprawia wrażenie bycia w ciągłym (mniejszym lub większym) napięciu. Przez większość czasu patrzy w dół lub ucieka gdzieś wzrokiem i najchętniej nie odzywa się, a jeśli musi rozmawiać, to rozmowa nie jest w pełni naturalna. Im głośniej jest dookoła i im dłużej to trwa, tym bardziej intensywna jest przemiana i tym trudniej się porozumieć. Odstępy pomiędzy moimi wypowiedziami a jego odpowiedziami na nie są coraz dłuższe, zaś odpowiedzi lakoniczne i czasem nieadekwatne.
Najłatwiej zaobserwować to na rodzinnych imprezach z udziałem wielu ludzi, gdy Świetlik stopniowo coraz bardziej się "wyłącza", aż w końcu czuję, że musimy wyjść na trochę na zewnątrz, bo jest już bardzo niedobrze. Jest to jednak ekstremalny poziom, najbardziej oddalony od zera punkt na osi.

Metamorfozy Świetlikowe przypominają mi kreskówkę z dzieciństwa, The Mask, gdzie nieśmiały facet po założeniu maski staje się drugą wersją siebie, która niczego się nie boi, walczy z potworami i płata ludziom brzydkie figle. Tyle tylko, że tutaj jest na odwrót.


http://jakeanimationfundamentals.blogspot.com


Najtrudniejsza w tym wszystkim jest dla mnie świadomość, że to, co ja postrzegam jako nienaturalne, dla innych ludzi jest właściwą rzeczywistością, nie alternatywą. Inni ludzie nigdy nie poznają Świetlika w całości takiego, jakiego znam ja, zupełnie odprężonego, otwartego i ekspresyjnego, na czym tracą obie strony.  Owszem, istnieje niewielkie grono osób, w których obecności metamorfoza dokonuje się w mniejszym stopniu, jak Świetlikowi znajomi od astronomii, jednak z mojej perspektywy to nadal jest wersja demo, a nie pełna wersja.

Z drugiej strony, świadomość, że jestem jedyną osobą, która potrafi odblokować pełną wersję, jest dla mnie najpiękniejszym, co spotkało mnie w życiu. Myślę, że trudno o bardziej pewny i namacalny dowód miłości. Słowa mogą kłamać, wygląd maskować, czyny być fałszywe czy wymuszone, ale to, co obserwuję, dzieje się samo i z całą pewnością nie da się tego udać.

Nie mam zielonego pojęcia, czy inni ludzie z ZA zmieniają się w podobny sposób, będąc sam na sam ze swoimi partnerami, czy też nie, a jeśli tak - jak wielu z nich to dotyczy. Nie wiem tego, ale podejrzewam, że u większości oglądam drugą wersję, a jeśli już jest mi dane trochę więcej, to tylko kawałeczek dema pierwszej wersji i raczej się to nie zmieni.

Drugi aspekt słowa "podwójnie" wiąże się z tym, że odkąd poznałam Świetlika, czuję się, jakbym żyła na pograniczu dwóch światów, które nie potrafią się zrozumieć. Każdy z nich rządzi się swoimi prawami, jest na swój sposób piękny i na swój sposób smutny. Każdy z nich bywa mi bliski, na wyciągnięcie ręki, ale i obcy, w chwilach, gdy zdaję sobie sprawę, że nie jest do końca mój, nigdy bowiem do końca nie zrozumiem żadnego z nich... nawet tego, z którego się wywodzę, nigdy nie rozumiałam i nie zrozumiem w stu procentach, nie mam co do tego złudzeń.

poniedziałek, 2 czerwca 2014

| 3 | - Dlaczego nie grozi mi samouwielbienie

Jest to mój pierwszy w życiu samodzielny wpis na jakimkolwiek blogu. W sieci udzielam się sporadycznie i w zasadzie tylko w kilku stałych miejscach. Nie mam zbytniej wprawy w pisaniu o sobie, więc należy liczyć się z faktem, że moje pierwsze notki będą mało ciekawe.
Przez pewien czas myślałem o tym, o czym tak naprawdę mógłbym napisać. Nie będę wypunktowywał swoich cech osobowości, które na dobrą sprawę można znaleźć w dowolnym internetowym artykule o aspach*. Wpadłem więc na pomysł, żeby przedstawić w kilku punktach swoje wady i rzeczy, które nie wychodzą mi najlepiej - będzie to swoista przeciwwaga dla nachodzących mnie od czasu do czasu ataków samouwielbienia ◕‿◕

1. Jestem powolny. Robienie różnych rzeczy zajmuje mi przeważnie kilka razy więcej czasu, niż innym ludziom. Przykładem może być ten wpis - dokończenie go zajęło mi około 4 godzin, a nad treścią myślałem od kilku dni. Na obróbce pojedynczego zdjęcia potrafię spędzić całe popołudnie.
2. Mam fatalne umiejętności utrzymywania kontaktów z ludźmi. W gimnazjum trafiła mi się świetna klasa, w której miałem grupę kilku dobrych znajomych. Miałem, bo cały kontakt z nimi urwał się praktycznie w dzień zakończenia ostatniego roku szkolnego. Podobną sytuację miałem po liceum i po studiach. Po przeciwnej stronie jest troska o należące do mnie przedmioty. Czasem słyszę uwagę, że mój aparat fotograficzny wygląda, jakby wczoraj został po raz pierwszy wyjęty z pudełka, mimo że przeżył już wiele ekstremalnych warunków i tysiące kilometrów podróży. Takie uwagi zawsze sprawiają, że się cieszę.
3. Zakładam, że inni mają podobny zakres wiedzy do mojego. Oraz, że podchodzą do pewnych spraw z taką samą powagą, co ja. Głównie objawia się to w internetowych dyskusjach dotyczących astronomii w miejscach, w których takie tematy poruszane są rzadko. Zazwyczaj znajdzie się ktoś, kto popisze się ignorancją lub brakiem wiedzy w tej dziedzinie. Po stanowczym poprawieniu takiej osoby zastanawiam się, dlaczego sypią się na mnie baty od oburzonych moim tonem. Dopiero po jakimś czasie zdaję sobie sprawę, że uczepiłem się całkowitej drobnostki albo przypadkowo zasugerowałem, że przedmówca jest skończonym idiotą.
4. Wszystko robię po swojemu. Od sposobu trzymania różnych przedmiotów w ręce po sposób grania w gry komputerowe i sposób pisania programów komputerowych. Te dwa ostatnie wiążą się z tym, że nie przepadam za uczeniem się od kogoś, zdecydowanie preferuję odnajdywanie własnych rozwiązań problemów. To z kolei wiąże się z punktem pierwszym, bo często zdarza się, że właściwy sposób odnajduję dopiero po kilku próbach.

Mam nadzieję, że na początek wystarczy. Po przejrzeniu blogów innych asp mógłbym jeszcze dodać jeden punkt: nie potrafię pisać długich wypowiedzi na swój temat. Nie potrafię pojąć, w jaki sposób niektórzy są w stanie co kilka dni umieszczać elaboraty na kilkanaście akapitów ◕‿◕
Niedługo przygotuję coś o astronomii.

Ś.

* tutaj mała dygresja - pomimo tego, że używane przeze mnie słowo aspa kończy się na literę a, jest ono rodzaju męskiego, podobnie jak np. woźnica.

niedziela, 1 czerwca 2014

| 2 | - Z okazji Eurozamętu

Wybory do Parlamentu Europejskiego przypomniały mi pewien dialog pomiędzy mną a Świetlikiem, który wywiązał się w zeszłym roku na wakacyjnym wyjeździe. 

Zaczęło się od tego, że usłyszałam, jak Świetlik śmieje się sam do siebie w łazience, dokąd poszedł umyć zęby.

Ja: Co się dzieje?

Świetlik, wyskakując z łazienki: Właśnie przyszło mi coś do głowy. Jak się nazywa pasta do zębów dla eurosceptyków?

Ja: Nie mam pojęcia.

Świetlik: EuroDon't.




R.

P.S. Kochanie, jeśli to czytasz, to zmień, proszę, kolor czcionki na czarny. Nie wiem, dlaczego w pierwszym poście była czarna, a teraz nagle stała się szara.