piątek, 29 sierpnia 2014

| 16 | - Odpowiedzi

Ninejszy post jest odpowiedzią na komentarze z notki 13.

Anegdotka o kocie: Istnieje pies, na którym położyłem kiedyś zabawkę kota. Kot rzucił się na zabawkę. Zdenerwowało to psa, który zaczął gonić kota.

Moje plany na przyszłość: chciałbym zarabiać, tworząc rzeczy związane z moimi pasjami. Aktualnie jestem na ostatniej prostej do ukończenia bardzo złożonego i profesjonalnego projektu, nad którym pracuję już od 2010 roku. Dużo osób po zobaczeniu nieukończonej jeszcze wersji stwierdziło, że projekt ten ma szansę odnieść duży sukces.
Dalekosiężnych planów nie posiadam, ponieważ przyszłość ma to do siebie, że nie można jej precyzyjnie przewidzieć (za dużo zmiennych).

Ś.

sobota, 16 sierpnia 2014

| 15 | - Relacje międzyludzkie

Piszę ten post na prośbę R. Zdecydowałam, że będzie on poświęcony moim trudnościom w relacjach z ludźmi. 

Okey, może zacznę od problemu najbardziej oczywistego - mam problem z poznawaniem ludzi, po prostu rozpoznawaniem ich, nawet jeśli widuję kogoś regularnie przez dłuższy czas. To schorzenie ma swoją nazwę - prozopagnozja. Podam na to kilka przykładów.
Miałam pewną nauczycielkę od kształcenia słuchu, która w momencie tego incydentu uczyła mnie już chyba ponad rok. Stoję sobie na przystanku i tak patrzę się prosto na nią i się zastanawiam: „Hmm... no ta kobieta wygląda trochę jak pani W., ale nieee, za niska...”; po czym ta kobieta podchodzi do mnie i mówi z taką dziwną miną: „Dzień dobry”... 
Przykład numer 2: Miałam dwóch cudownych nauczycieli fortepianu: jeden uczył mnie przez rok, drugi przez dwa. W przypadku tego pierwszego, pana R.: Siedzę sobie na korytarzu, ten facet przechodzi sobie obok; ja się tak na niego patrzę i usilnie próbuję sobie przypomnieć, kogo mi on przypomina. Dopiero jak mnie prawie minął to sobie uświadomiłam, że to on! No i powiedziałam dzień dobry - jego mina - jakby miał paść ze śmiechu... 
I wreszcie trzeci przykład: pan T., który uczył mnie w tym momencie przez 1,5 roku wyszedł przed szkołę zapalić. Ja idę do szkoły no i tak się znowu wgapiam w niego i profilaktycznie się z nim przywitałam, ale nie byłam pewna, czy to on. To był on. 
To tylko parę przykładów. Nie będę się przecież rozpisywać na trzy strony.

No to teraz przejdźmy do konkretnie relacji. Wszystkie relacje, nie ważne, czy chcę je utrzymywać, czy nie po prostu się rozlatują. Z tym, że zazwyczaj tendencja jest taka, że im bardziej chcę jakąś relację utrzymać, tym szybciej ona się kończy. Nie wspominając już o tym, że problem jest w tym, żeby w ogóle się rozpoczęła... Zazwyczaj ludzie po prostu mnie ignorują i nie odpowiadają na moje próby nawiązania kontaktu. No a jak już odpowiedzą to... różnie, ale najczęściej jestem ostatnia na liście osób do których warto się odezwać. I to jeszcze z łachą... Zazwyczaj to ja muszę się starać, aby taki kontakt się utrzymał, ale i tak jest to z góry skazane na niepowodzenie. Po prostu po krótszym lub dłuższym czasie zaczynam ludzi drażnić i po prostu zaczynają być niemili. Ale tak jawnie niemili. W taki okropny lekceważący sposób. 
Przykład: miałam koleżankę w szkole muzycznej przez baardzo krótki moment. No cóż, nie wiem czemu, ale ta znajomość bardzo szybko się rozleciała i jeszcze miałam wrażenie, że ta dziewczyna ze mnie kpi. To jest najczęstszy scenariusz. Może być też tak, że ktoś ze mną rozmawia, jest wszystko ok, a potem kontakt nagle się urywa, bez podania przyczyny. 
Kolejny przykład: zadzwoniłam do jakiegoś chłopaka, który miał mi udzielać lekcji z teorii muzyki. Dzwonię do niego, a ten cały zadowolony, wydzwania do mnie z 4 razy pod rząd. Potem jeszcze parę razy gadaliśmy, coraz krócej i chłodniej (z jego strony). W końcu, żeby jakoś już ta znajomość nie przepadła napisałam szanownemu P. coś tam pod jakiś postem na FB. Nie tylko kompletnie go zignorował, ale jak ktoś inny coś napisał to od razu odpisał i miałam wrażenie, że napisał coś złośliwego w tej odpowiedzi w moją stronę. No jasna cholercia, przecież ja mu nic nie zrobiłam... 

Moja mama mówi, że relacje między ludźmi to polityka. Ja nie lubię polityki. Bardzo nie chcę zacząć traktować ludzi jak pionki w grze i patrzeć tylko co i z kim bardziej mi się opłaca. Takie myślenie wzbudza mój straszny niepokój i myślę, że nie czułabym się dobrze z takim myśleniem. Już chyba wolę moje nieporadne kontakty, ale takie, które są szczere i niezakłamane. I nie jakieś takie wyrachowane, czy coś... 
No cóż, zawsze mam na pocieszenie mojego kota. I lekcje przez Skype z pewnym również bardzo miłym chłopakiem. :) Ale w tym momencie nie będę się nawet na nic nastawiać, może wtedy mnie nie oleje. No to chyba tyle. Takie moje spontaniczne przemyślenia.

Pozdrawiam! :)

Nika

czwartek, 14 sierpnia 2014

| 14 | - Rozstanie

Świetlik i ja rozstaliśmy się.

Jest mi bardzo trudno o tym pisać, dlatego długo się zastanawiałam, jak to zrobić, jednak nadal nie wiem. Z jednej strony, wciąż potrzebuję się na ten temat wygadać lub wypisać, z drugiej - nie potrafię ubrać myśli w słowa i nie chciałabym, aby ktoś uznał, że publicznie piorę brudy czy coś w tym stylu. Rozstaliśmy się w zgodzie, nie było żadnej wielkiej kłótni, zdrad, kłamstw - ta decyzja była raczej skutkiem długotrwałego myślenia nad naszymi potrzebami i celami w życiu.

Gdy się poznaliśmy w czasach liceum, mieliśmy jednakowe oczekiwania wobec życia, jednak z czasem to się zmieniło. Zaczęłam marzyć o mieszkaniu razem, niezależności finansowej, a w dalekiej perspektywie o byciu rodziną, ale moje marzenia pozostały jednostronne. Zaczęłam dostrzegać, że Świetlik nie tylko nie podziela i nie rozumie mojej wizji życia, ale także wielokrotnie nie jest szczęśliwy przez to, że ja go w tej wizji chciałabym umieścić. Ostatni rok, mimo że wiele razy rozmawialiśmy o tych kwestiach i próbowaliśmy różnych sposobów, by uratować związek, emocjonalnie bardzo nas oddalił. Czułam, że się męczymy i żadne z nas nie jest już szczęśliwe - Świetlik z tym, czego ja oczekuję, a ja z tym, co jest.

Myślę, że to, co się stało, nie jest winą zespołu Aspergera jako takiego, a raczej naszych indywidualnych podejść do życia. Spotkałam ludzi z ZA, którzy mają wizję życia podobną do mojej, i wielu neurotypowych, których podejście jest bardziej podobne do Świetlikowego.

Jest mi z tą decyzją bardzo trudno żyć. Mimo upływu czasu cierpię, w mojej głowie wciąż przewijają się wspomnienia i ranię ludzi dookoła siebie, choć nie chcę. Martwię się też ciągle o Świetlika, o to, jak sobie radzi i jak się czuje - zwłaszcza, że on nie potrafi mówić o swoich uczuciach z taką łatwością jak ja. Nie wiem, jak on się czuje, bo ja czuję, że życie nigdy nie będzie takie samo. Boję się o niego. Boję się, że już nie zdołam pokochać kogoś innego tak, by być zdolną do poświęceń i myśleć na pierwszym miejscu o nim, a później dopiero o sobie. Boję się, że nie umiemy być w pełni szczęśliwi ani razem, ani osobno.

Czasem - mimo świadomości, że zrobiłam, co mogłam, ale po każdej próbie zmian było tak samo - tęsknię tak, że nie daje mi to żyć. Cieszę się, że wciąż mam wakacje, bo kontakty z ludźmi są dla mnie w takie dni nie do zniesienia, z wyjątkiem najbliższych dwóch czy trzech osób.

Jakiś czas temu rozmawialiśmy o nas i Świetlik powiedział, że chciałby wciąż utrzymywać ze mną kontakt, od czasu do czasu porozmawiać i pomagać sobie, gdy to możliwe. Mam nadzieję, że to się nie zmieni niezależnie od tego, jak ułożymy sobie życie. Mam nadzieję, że w ogóle zdołamy je sobie ułożyć.

Zgodziliśmy się też, że chcemy dalej prowadzić bloga, gdyż - sądząc po reakcjach ludzi - takie miejsce jak to jest ludziom podobnym do nas w jakiś sposób potrzebne. Wciąż za mało dorosłych osób z ZA i ich bliskich mówi głośno o sobie (inna sprawa, że mało kto o nich pamięta). Mamy jednak na razie oboje problem z pisaniem. Dlatego wpadliśmy na pomysł, aby zaprosić znajomą z ZA, by napisała co nieco od siebie, podczas gdy my nie umiemy się zanadto ogarnąć. Następna notka będzie jej autorstwa i mam nadzieję, że to nam wszystkim dobrze zrobi.

R.



[edit by Świetlik, 29 III 2015] 
Jak można się domyślić, jesteśmy ponownie razem. R. zrozumiała, że pomimo mojej nieporadności nigdy przez nikogo nie będzie kochana tak bardzo, jak przeze mnie, a ja sam po niedawnym przypadkowym ekscesie z inną dziewczyną też wiem, że spośród wszystkich ludzi tylko przy R. czuję się naprawdę swobodnie i komfortowo.

[edit by Rika] 
Jesteś bardzo grzeczny, pisząc o swoim ekscesie, a moje przemilczając. Jestem pewna, że większość ludzi nie byłaby do tego zdolna.

piątek, 1 sierpnia 2014

| 13 | - O czym napisać?

Przepraszam za ostatni brak aktualizacji.
R., zakładając bloga, nie wzięła pod uwagę tego, że w gruncie rzeczy dla ludzi, którzy nie podzielają moich zainteresowań, jestem totalnie nudną osobą, nie znoszę tak po prostu opowiadać o sobie, a do tego sklecenie jednego w miarę poprawnego gramatycznie zdania zajmuje mi od 10 do 15 minut.
Jeśli kogoś mimo wszystko interesuje cokolwiek na mój temat, to sugeruję w komentarzach zaproponować coś, o czym mógłbym napisać, a ja spróbuję coś napisać.

Ś.