piątek, 25 września 2015

| 48 | - Media społecznościowe

Jestem światowej sławy superbohaterem, który na co dzień prowadzi życie skromnego aspy, aby w nocy przyodziać pelerynę i zajmować się tworzeniem rzeczy Pięknych. Dzięki temu zdobyłem uznanie bardzo wielu osób.

Jedna z fotografii, które wykonałem w tym roku (nie mogę powiedzieć, co przedstawiała), stała się popularna w Polsce i za granicą. Gościłem dzięki temu na antenie kilku stacji telewizyjnych, stając się ekspertem od wszystkiego. Przykładowo, niedawno dostałem zaproszenie na wywiad związany z tematem, który zupełnie nie leży w kręgu moich zainteresowań. Zaproszono mnie też jako prelegenta na lokalną imprezę z okazji maksimum roju Perseidów w sierpniu.

Zadziwiającym faktem dotyczącym mojej wielkiej sławy jest to, że udało mi się wypromować bez praktycznie żadnej obecności w mediach społecznościowych typu Fejsbuń albo Tłajter. Zazwyczaj posty nieznanych ludzi zdobywają ogromną popularność w ten sposób, że użytkownicy takich portali zaczynają masowo rozpowszechniać informację za pomocą lajknięć, sharnięć albo tłajtnięć.

Osobiście niezbyt lubię media społecznościowe i do niedawna nie potrafiłem ogarnąć, jak z nich korzystać, ale w końcu zdecydowałem się założyć kilka profili ku własnej czci. Niestety zrobiłem to za późno, ponieważ o ile w pierwszej połowie roku kilka moich zdjęć było oglądanych przez kilkanaście milionów osób, to aktualnie dopiero co dobijam do liczby 50 lajknięć na moim fanpejczu.

Moja niechęć wobec mediów społecznościowych bierze się z tego, że jest tam za dużo chaotycznie zorganizowanych informacji, których nie potrafię przetworzyć. Szczególnie duży problem sprawiał mi (i ciągle sprawia) niezbyt popularny w naszym kraju Tłajter, który przypomina mi masę ludzi gadających do siebie samych w jednozdaniowych wypowiedziach.




Czasami stresuje mnie komunikacja przez media społecznościowe i zdarza się, że proszę Rikę o wspólne sklecenie wypowiedzi, pomimo tego, że jej zdaniem posługuję się bardzo wyrafinowanym językiem. W ekstremalnych przypadkach napisanie jednego prostego zdania (np. "Witam.") zajmuje mi pół godziny. Jakiś czas temu mieliśmy też spory ubaw z tego, że przypadkiem (być może sprawcą był Zły Dotyk na tablecie) dołączyłem do jakiegoś wydarzenia na Fejsbuniu, którego nigdy nie widziałem na oczy. Było to chyba jakieś szkolenie dla psychologów w innym krańcu Polski. Gdy Rika to zobaczyła, to od razu do mnie zadzwoniła z pytaniem, o co chodzi. Stawiam, że myślała, że to przykrywka dla spotkania z Kochanką.

Ś.

4 komentarze:

  1. Popularności Twittera kompletnie nie rozumiem. 140 znaków to wystarczająco dużo, żeby napisać coś w stylu "czajnik grozy chciał nas zabić", ale zazwyczaj zdecydowanie za mało, żeby podzielić się z innymi czymś ciekawym. Nawet porządnie odesłać kogoś do artykułu opublikowanego gdzie indziej nie zawsze się da. Po co komu Twitter, skoro jest Facebook? Jedyne wytłumaczenie, które przychodzi mi do głowy, to równanie w dół: ktoś, kto dysponuje gigantyczną wiedzą, w dyskusji na Twitterze jest nie do odróżnienia od kompletnego ignoranta, bo po prostu nie ma jak przedstawić swoich racji. W efekcie ignorant może wygrać dyskusję, której gdzie indziej by nie wygrał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tego, co widzę, Twitter jest potrzebny głównie po to, by politycy i inni celebryci mieli jeszcze więcej idiotycznych powodów do kłócenia się na Fejsbuku, a redakcja niektórych portali internetowych - powodów, by o tychże osobistościach pisać.

      R.

      Usuń
    2. Dzisiaj w drodze ogromnego wyjątku siedzę na Twitterze, bo komentuję na nim Blog Forum Gdańsk (#BFGdansk), na którą to konferencję nie chciało mi się jechać z racji niezbyt ciekawego programu. Okazało się, że komentowanie jej wraz z gronem anonimowych ludzi jest ciekawsze niż oglądanie jej samotnie.

      Przy czym gdyby to była taka konferencja, na jaką chciałbym pojechać, to siedziałbym z nosem w notatniku, ewentualnie wymieniał uwagi z sąsiadami, no i w kuluarach.

      Na co dzień Twittera nie ogarniam i używam tylko do (zautomatyzowanego) wrzucania tam linków do nowych wpisów.

      Usuń
  2. "Fanpejcz" to słowo miesiąca, jest cudowne! Dostaniesz za nie ode mnie nagrodę.

    R.

    OdpowiedzUsuń